AKTUALIZACJA

Prawdopodobnie nikt tu nie wchodzi poza mną raz na miesiąc i jakimś zbłąkanym wędrowcem, ale chce powiedzieć, że cała lista odcinków WRÓCIŁA. Można czytać to opowiadanie jeżeli ktoś zapragnie do woli, za moją całkowitą zgodą.

Czasem jeszcze tęsknię.

środa, 30 kwietnia 2014

Prolog


„My z drugiej połowy XX wieku
rozbijający atomy
zdobywcy księżyca
wstydzimy się
miękkich gestów
czułych spojrzeń
ciepłych uśmiechów

Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekceważąco wargi

Kiedy przychodzi miłość
wzruszamy pogardliwie ramionami

Silni cyniczni
z ironicznie zmrużonymi oczami

Dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości”

Małgorzata Hillar

14. lat później, 
 Kraków, Polska, 20. sierpnia 2010r.

Słońce tego dnia prażyło niemiłosiernie. Czuł na swojej skórze cieknący pot, który wsiąkał mu w ubranie. Jakiś kwadrans wcześniej wyszedł spod prysznica, a świeże ciuchy już zaczęły lepić mu się do ciała. Dłonie zaciskał, to rozprostowywał na zmianę, uważając, że ten tik pozwoli mu się wyciszyć. Stanął obok parapetu, wyglądając jednocześnie za okno.
Bolało.
Bolało jak diabli. Choć wiedział, że wspomnienia, które wiązały się z tym miejscem już dawno temu wyblakły, a zaproponowany festiwal w tym kraju miał być po prostu potraktowany zwyczajnie i służbowo. Wsłuchiwał się w swój urywany oddech i przyglądał spacerującym ludziom po ulicy, pragnąc zobaczyć między nimi tą jedną, jedyną.
Przecież nie zapomniał. Nie mógł zapomnieć, nie umiał. Jego życie zmieniło się diametralnie po tym wszystkim i przed tym wszystkim, doprowadzając go do skraju dna, w które w końcu wpadł.
Ugrzązł, czuł się niczym uciekająca i szamocząca antylopa w ruchomych piaskach, które coraz bardziej ją pochłaniały i wciągały coraz niżej, i niżej. Wszystko pozornie było w porządku, każdego dnia starał się stawić czoła światu, ale mimo to, coś, niczym kula u nogi, ciągnęło się za nim niemiłosiernie. Wiedział to, ale sam przed sobą nie potrafił się przyznać, a tak bardzo pragnął w końcu zapomnieć i się pożegnać.
Tęsknił. Tęsknił tak mocno i boleśnie. Jego serce było niczym pulsująca rana, wciąż rozdzierana na nowo przez wspomnienia i nigdy się nie zabliźniała. Było tak bardzo pokaleczone i byle jak zszyte przez czas, że wciąż nici, które miały je zamknąć i uspokoić, pękały.
A on wraz z nimi.
Osiemnastego lipca dostał propozycje wywiadu w ramach spisania swojej biografii. Ktoś wpadł na ten pomysł, ktoś inny pochwycił, a zaś następny z nich starał się zrealizować. Na początku był przeciwny, nie chciał, żeby ktoś poznał coś bardziej niż pragnął to ujawnić, ale w końcu ustąpił. Uznał, że będzie to jego osobista spowiedź. Już ostatnia.
Chwilę później z zamyślenia wyrwało go czyjeś gwałtowne wejście do pokoju. Odwrócił się od okna, spostrzegając młodego chłopaka przed sobą. Wpatrywał się w niego lekko nieśmiało, a zarazem z pewną rezerwą i widocznymi nerwami. Trzęsły mu się ręce. Nie mniej niż jemu.
- Mam na imię Will, zostałem wysłany do przeprowadzenia z panem wywiadu. – Zaczął, na co przytaknął tylko skinieniem głowy. Zlustrował go z góry na dół i usiadł na wcześniej przygotowanym jednym  z foteli. Will wpatrywał się w niego, nie wiedząc od czego chciał zacząć. W jego młodej głowie kłębiło się od pytań, a zaś w ręku miał ich kilkanaście na papierze od samych fanów. Patrzył się na skupioną twarz Jareda, która teraz była odwrócona do niego profilem. Starał się zebrać myśli. To jego pierwszy wywiad, nie może go zepsuć. – Gazeta Rolling Stone, za pańską zgodą zdecydowała się wydać biografię pana i jednocześnie pańskiego zespołu, chciałem –
- Wiem, wszystko już podpisałem - przerwał. - Zaczynajmy, im szybciej tym lepiej.

Zdecydowałem.
Zdecydowałem tak samo, jak kilka lat wstecz, decydując o czymś, co było mi dobre i drogie. Co było moją kotwicą, wciąż trzymającą mnie i nie pozwalającą mi upaść. Pozwoliłem odejść czemuś, co nazywałem samym sobą i zamkniętą w tym swoją duszą, która teraz jest niekompletna. Była w niej dziura, niczym wyrwa w skale, która już nigdy się nie zasklepi. Pozwoliłem odejść, jednocześnie zatrzymując to dla siebie.
I będę dalej gonił za czymś, co jest nieuchwytne i wciąż przecieka mi przez palce, ale nigdy się nie poddam. Zawsze walczyłem, choć popełniałem więcej błędów niż reszta ludzi. Wierzyłem, wierzyłem zawsze do końca.

- Nazywam się Jared Leto, jestem pierdolonym sukinsynem bez serca i chciałbym opowiedzieć swoją historię. Tę prawdziwą.

I jedyną, jaką powinniście znać.